fbpx
HOME

Księga Przyjaciół

Jakub Dolatowski Figa z makiem
Pokazać komu figę, czego seksualne pierwociny zatarły się w pamięci pokoleń i są teraz dla nas zakryte (jak choćby stało się to w polszczyźnie z „kpem” i przymiotnikiem „kiepski”), to odpowiednik powszechnie teraz u nas znanego wulgarnego gestu, jakim jest pokazanie sterczącego środkowego palca. Obraźliwe pokazywanie komuś figi zrodziło we Włoszech sprośny wierszyk, coś jak ze starorzymskich "priapea": „acqua fresca / vino puro / fica stretta / cazzo duro”, co ma i u nas, we współczesnej plebejskiej polszczyźnie, dosłowny i żywy odpowiednik.
Joanna Rolińska Ptasznik jakiś
Ostatnie dni życia Ficowski spędził w lesie, w Wildze, w rodzinnym letnim domu, w którym lubił pracować i odpoczywać. W rozmowach przez telefon z żoną, na pytanie jak się czuje, odpowiadał, że jest szczęśliwy, bo słucha śpiewu ptaków. Bieta twierdzi, że mówił o ptakach. Ja jednak myślę, że musiał dokładnie je określić, wymienić – na przykład wilgę albo szpaka. Wilga już mogła wtedy śpiewać w Wildze – był przecież początek maja. Na pewno jej wypatrywał. W wydanym w roku śmierci tomie "Pantareja" w wierszu "Zamiast" pisał: „przywiązałem się do nich / zwłaszcza do wilgi / do jej żółtych kantylen / jeżeli nie przyleci / utracę wiarę / w błędne koło”.
Wojciech Kass Do niepoznanego poety (II)
Co do Twoich wierszy, to przyznam, że mam mieszane odczucia, nie jestem pewien ich konstrukcji ani wyrazu. Słowem – nie przekonują mnie, co nie znaczy, że są niedobre, nieudolnie skrojone, niezbornie zszyte. Nic z tych rzeczy. Powiedziałbym raczej, że brakuje w nich indywidualnego rysu, który czyniłby je widocznymi pośród innych, a ich wyraz wynikałby ze szczególnej podpowiedzi Nieznajomego, Innego. Poprzez takie wiersze chciałaby wyrazić się Twoja okolica, drzewa, ludzie, wyspy, książki, miasto, skwery, zmierzch, tumult zdarzeń. A to są przecież rzeczy, zjawiska i „osoby” dramatu, poeta zaś to arena, scena, którą tamte zawładnęły. Zresztą, z tych samych powodów poeta zostaje niekiedy obezwładniony niemotą.
Piotr Mitzner Nic więcej
Niewielki tomik, dużo światła między krótkimi segmentami, dużo ciszy. Szelesty. Ciche stąpanie po zimnej podłodze. Po śniegu. Taka lamentacja. Mówię o segmentach poematu "Sorrowful Songs" Déborah Heissler, alzackiej, francuskojęzycznej poetki, poemacie nawiązującym do "Symfonii pieśni żałosnych" Henryka Mikołaja Góreckiego, w przekładzie Jana Marii Kłoczowskiego (PIW 2023).
Michał Szymański Skrawki z archiwum (II)
Nazywała się Louise Wollichard. Najprawdopodobniej w 1953 roku na kartoniku o pofalowanych brzegach przekazała Miłoszowi zapisane niezmiernie równą francuszczyzną podziękowania za pasjonującą lekturę "Zniewolonego umysłu" i przepowiedziała tej książce wielki sukces. Karteczka z wydrukowanym nazwiskiem przeszło sześćdziesiąt lat tkwiła między stronami książki francuskiego jezuity i teologa Jeana Daniélou "Essai sur le mystère de l’histoire" (1953). Poeta chyba wykorzystał ją jako zakładkę, na jej odwrocie zanotował czarnym piórem imię i nazwisko „Raymond Aron”.
Elżbieta Lempp Galeria jednej fotografii (38)
Niespieszne tempo Graniti najlepiej oddaje obrazek z domu Teresy – kuzynki Nadii, z którą, w czerwcu 1987, przyjechaliśmy na Sycylię. Zgromadzeni w kuchni, wokół stołu, patrzyliśmy jak mama Teresy robiła spaghetti. Rozwałkowane ciasto nawijała na drut starego parasola. Rurka po rurce.
Agnieszka Kania Stój. Nie prowokuj
Pomiędzy drzwiami pauza – prostokątna wnęka. We wnęce półnagi, barczysty robotnik, trochę wyższy od dorosłego mężczyzny. Oskard i łopatę zarzucił na ramię jak żołnierz karabin i stoi okrakiem nad cementownią. Calutka się zmieściła, te wszystkie silosy, hale i młyny, hałdy węgla, piece i rozruszniki. Podobny mężczyzna wieńczy portal. Leży wsparty na łokciu, z podkulonymi nogami. Chyba odpoczywa po nocnej zmianie. Zdążył się wykąpać, nie zdążył odziać. W tle kręcą się gruchy do betonu, pod stopami płonie mu ziemia.
Jakub Dolatowski Ecie-pecie
Żydowskie „ecie-pecie”, słówko na wydłużone, jajowate lub elipsoidalne owoce dzikich róż, stoi zatem wśród wielu „roślinnych” nazw pieniędzy czy szerzej – zgromadzonego, a przecież niepewnego i nietrwałego jak i same rośliny i ich zbiory – majątku; mamy „sałatę”, „kapustę”, „siano” czy „kokosy”, a przede wszystkim, symbol już zapomniany choć niezwykle ważny w gospodarczej przeszłości Europy – „żołędzie”. Bo też od Średniowiecza symbolem zamożności była obfitość wieprzów w oborze, a wieprze pędziło się do lasu, by tam tuczyły się na owocach dębów i buków.
Teresa Worowska Naleśniki Loli*
W renomowanej budapeszteńskiej restauracji Gundel odbył się uroczysty bankiet, którego menu zaplanowała Lola. Furorę zrobiły podane na deser naleśniki – przygotowane według nieznanego nikomu przepisu, zaskakujące nową kompozycją smaków. [...] Intuicja podpowiada mi, że ten przepis znajdował się w książce Loli pod zakładką „Desery”. A podawany później w restauracji Gundela nosił podobno nazwę „Naleśniki Máraiego” aż do czasu, gdy pisarz udał się na emigrację. Ale choć on wyjechał, naleśniki pozostały w karcie, tyle, że można je było zamówić już pod nazwą „Naleśniki Gundela”.
Krzysztof A. Worobiec Porządkujemy, sadzimy i kształtujemy przestrzeń wokół nas
Po skończonej pracy koparki teren wokół stawu wyglądał niczym poligon po ćwiczeniach czołgów. Wszystkie drzewka posadzone blisko stawu zostały połamane, sadzone nad brzegiem kaczeńce, lilie wodne, niezapominajki i inne ozdobne roślinki stratowane, a zielona trawa zasypana metrową warstwą błota, które musieliśmy rozplantować. Teraz konieczne było wynajęcie spychacza, który by to wszystko jakoś wyrównał. No a na koniec musieliśmy ruszyć my. Grabkami równaliśmy to pobojowisko, wygrzebując z niego resztki butelek i gruzu. Ale nie tylko, bo w tym błocie znaleźliśmy także pochodzący zapewne z czasów II wojny światowej Handgranate oraz mocno zardzewiały belgijski pistolet FN Browning, wzór chyba z 1922 roku. Co się z pistoletem później stało nie wiem, natomiast znaleziony zardzewiały granat zabrali zawiadomieni przez nas policjanci. Przyjechało ich dwóch, popatrzyli, pogadali, uznali chyba, że jest niegroźny(?), wrzucili... do czapki jednego z nich i odjechali.

To, co zazwyczaj nazywamy przyjaźnią i przyjaciółmi, to są jeno znajomości i zażyłości zawiązane dla jakiejś okazji lub dogodności. W przyjaźni, o której mówię, zlewają się one i stapiają jedna z drugą w aliażu tak doskonałym, że zacierają i gubią bez śladu szew, który je połączył […]. „Bo to był on; bo to byłem ja”.
Michel de Montaigne

Warto również przeczytać...