HOME

Księga Przyjaciół

Beata Bolesławska-Lewandowska Kapiści
Patrzę na wyrazisty autoportret Waliszewskiego przykuwający uwagę ogniście czerwonym tłem. Trudno oderwać od niego wzrok, mimo że na wystawie zawieszono go do góry nogami. Jak bardzo zdeterminowany musiał być ten dumnie patrzący młody mężczyzna, by latami zmagać się z postępami okrutnej choroby... Myślę też o innych kapistach, których życie w przedwojennym Paryżu – podobnie jak i wyjeżdżających tam na studia muzyków – w większości dalekie było od wygód i łatwych sukcesów.
Maciej Miłkowski Dwa bieguny
Claudio Abbado przepuszcza Mahlera przez swego rodzaju wyrównywarkę. Tempa ma zawsze wyważone. Wolne części są u niego stosunkowo szybkie. Szybkie części są u niego stosunkowo wolne. Słychać raczej całą orkiestrę niż pojedyncze instrumenty. Nie ma dramatycznych pauz, nie ma gwałtownych zmian tempa. Przebieg każdej części jest zbilansowany, przebieg każdej symfonii jest zbilansowany. Właściwie można powiedzieć, że taki jest też przebieg całego cyklu. Słabsze symfonie nie odstają u Abbado tak jak u innych dyrygentów. Ale z drugiej strony najpiękniejsze części nie są wcale piękniejsze od innych. To jest Mahler w jakimś sensie obiektywny, dążący do ogarnięcia całości, a nie skoncentrowany na szczególe.
Elżbieta Lempp Galeria jednej fotografii (57)
W wyprawie do Meksyku, marzec/kwiecień 1993, chodziło, głównie, o Majów. Ruiny w Tulum, Cobá, Uxmal, Palenque. Przy wytyczonych, w dżungli, w Cobá, ścieżkach mijaliśmy tabliczki: GRUPO COBA, GRUPO NACANXOC - wyznaczające tereny znalezisk. Stamtąd wychodziło się na kilka, prostych, domów. Przysłonięty szerokimi liśćmi, namalowany na murze, napis HERE RESTAURANT AMIGOS, zapraszał turystów. W pobliżu kręciła się dwójka dzieci. Zatrzymały się, na chwilę. I pobiegły dalej.
Przemysław Pawlak Jak odróżnić blok od kamienicy – peregrynacje warszawskie i nie tylko
Aby dostrzec istotną różnicę między blokiem a kamienicą, musimy zająć się genezą i funkcją budynku, intencją inwestora, który go samodzielnie budował, projektował i/lub ufundował. Drugorzędna jest strona wizualna, indywidualna estetyka, lokalizacja, styl architektoniczny i czas powstania. [...] Kamienica odzwierciedlała strukturę społeczeństwa, zatem też istniejące w nim dysproporcje – w statusie majątkowym, towarzyskim, zawodowym, w stanie higieny. Natomiast ideologiczną genezą bloku było dążenie do równości i sprawiedliwości, choćby zaprowadzonej siłą.
Agnieszka Papieska Jak miał na imię Stendhal
„Powiadają, że jestem synem mężczyzny i kobiety. Szkoda. Liczyłem na więcej” – słowa, które wybrał Krzysztof Rutkowski na motto swojej książki, wyszły spod pióra Lautréamonta. Nie byłoby jednak rzeczy dziwną, gdyby skreśliła je ręka twórcy "Pustelni parmeńskiej", z pewnością był on bowiem czymś więcej niż synem mężczyzny i kobiety. Kim był? To pytanie towarzyszy czytelnikowi od pierwszej do ostatniej strony "Zakochanego Stendhala".
Katarzyna Kuczyńska-Koschany Pod tlenem – 55 sonetów (XXIII)
Sonet dwudziesty drugi cyklu pierwszego, napisany w Muzot między 2 a 5 lutego 1922, należy do najbardziej urokliwych i… najsmutniejszych w tej poezji. [...] To sonet o przemijaniu (i trwaniu wbrew tej przypadłości kondycji ludzkiej), sonet rymów tak dokładnych, że aż przeglądają się w swych najdalszych wnętrzach, wątły i kruchy (nawet graficznie „szczuplejszy” niż większość "Sonetów do Orfeusza").
Wojciech Kass List do niepoznanego poety (XIV)
Teorie, metody, narzędzia, ich rozmaite układy i rodzaje są za krótkim posłaniem dla życia, dla zaskakujących przeistoczeń, wzajemnego przenikania, promieniowania i tego, jak poświaty tego promieniowania załamują i przełamują się w nas. Są za małą kołdrą na naturę talentu, który działa jak żywioł, który z ziemi pochodzi. Wszystkie teorie, także te moje, w którejś ze swoich składowych trącą szulernią. Możemy je sobie przywłaszczyć, wyuczyć się ich, są w naszym zakresie, ich większe lub mniejsze opanowanie zawdzięczamy tylko sobie. Co do talentu, ten jest darem, pochodzi ze złóż głębiej umieszczonych. Nie da się go kupić, posiąść, nabyć. Dlatego organizm kultury literackiej i każdej innej z całą swoją edukacyjną i intelektualną, kształceniową i umysłową ofertą wydaje mi się czymś wtórnym wobec talentu. Nie oznacza to jednak, że jest bezużyteczny, niepotrzebny, gdyż to jego bogactwo nadaje dzikiemu żywiołowi talentu kształt, kierunek, jest dla niego czymś w rodzaju pilotażu. Kim bylibyśmy bez tych dobrodziejstw pisma i druku, książek i bibliotek, które są zagęszczonym żywiołem talentu, takim który wciąż się odnawia?
Andrzej Franaszek Mała oda dla Renaty Gorczyńskiej
„Czego nauczyłam się od Czesława Miłosza?” – pyta Renata Gorczyńska we wstępie do swojej książki, by sobie samej i nam zarazem spróbować udzielić odpowiedzi w kilku następnych akapitach. Było to więc – używając słów eseistki – „otwarcie na metafizykę”, uwrażliwienie na tematykę religijną, czy jeszcze szerzej – duchową, jak dobrze wiemy, wcale nie oczywiste w polskim społeczeństwie, nadal tłumnie zapełniającym kościoły. Następnie nauka wytrwałości, odwrotność (znów: ciążących nad polskim losem) „słomianych zapałów”. Zaraz obok – wyzwolenie z doraźnych zatrudnień dziennikarskich, co oznacza nie tylko zmianę sposobu zarabiania na życie, ale coś więcej – szacunek dla słowa, którym należy posługiwać się z umiarem, nie rozdrabniając na ławice artykułów tego, co ewentualnie mamy do powiedzenia. Dalej, będąca fundamentem tak Miłoszowej poezji, jak jego duszy ciągle zdolnej do odnawiania się – potrzeba zachwytu, oznaczająca pokorę wobec nieogarnionego świata i niektórych świata tego mieszkańców, którzy budzą w nas podziw, gdyż zdają się być znacznie od nas lepsi, wychyleni ku innym ludziom i ich sprawom, mniej oddani demonom. Szacunek dla tajemnicy, jaką jest ludzki geniusz. No i wreszcie – last but not least – czarne poczucie humoru, które nie uchroni nas przed rozpaczą, ale przynajmniej nieco ją złagodzi, pozwoli na nutę zbawiennej autoironii. Jak widać – nauczyła się Gorczyńska od Miłosza bardzo dużo.
Maciej Miłkowski Arta – efemeryczna stolica
Docieramy do Arty. Wysiada się przy szosie pod miastem. To jest częsty motyw w Grecji, że dworzec jest na jakichś ponurych peryferiach – tak jest w dużych miastach jak Saloniki czy Ateny, ale również i w małych, nieraz właściwie za miastem, co miewa swój urok, bo wtedy się do takiego miasteczka wkracza piechotą i widzi się tabliczkę z jego nazwą, co zresztą bywa główną – bo jedyną – atrakcją. Z dworca na peryferiach idziemy w upale pod górkę, potem schodzimy ostro (czyli niepotrzebnie szliśmy pod górkę), robimy wielkie koło, niby bez sensu, ale może i z sensem, bo dość dokładnie zwiedzamy Artę dzisiejszą. Później będziemy już zwiedzać tylko tę niedzisiejszą. Bo ta niedzisiejsza jest o wiele ciekawsza. Arta przypomina nieco Rawennę. Mało atrakcyjne miasto współczesne (w porównaniu z wieloma innymi w tym regionie), ale właściwie na każdym rogu jakiś niesamowity zabytek. Na stosunkowo niewielkiej przestrzeni. Przez chwilę była tu jedna ze stolic tego świata. A potem już jej nie było. I właściwie żadna z kolejnych epok nie odcisnęła na Arcie (tak jak na Rawennie) wyraźnego piętna. Właśnie dlatego to tę epokę wyraźnie tu widać, to do niej można próbować się przenieść.
Krzysztof Czyżewski Pożegnanie Martina Pollacka
Rozmawialiśmy często o "Dzienniku" Mihaila Sebastiana. „Jak to możliwe, że intelektualiści pokroju Eliadego dali się uwieść faszyzmowi?”. Wtedy jeszcze Martin Pollack nie wiedział o uwiedzionych w kręgu własnej rodziny i o tym, że pytanie „jak to możliwe?” nie opuści go do końca życia, że przy okazji szukania na nie odpowiedzi napisze kilka książek, w tym może najlepszą z nich, czyli "Śmierć w bunkrze. Opowieść o moim ojcu".
Warto również przeczytać...
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury – państwowego funduszu celowego
„Księga Przyjaciół” jest czasopismem internetowym. Publikujemy w nim wiersze, szkice, wspomnienia, recenzje książek. Co tydzień „Księga” wzbogaca się o kolejne cztery wpisy zaprzyjaźnionych z nami autorów, którzy zechcieli podzielić się swoimi wrażeniami.

To, co zazwyczaj nazywamy przyjaźnią i przyjaciółmi, to są jeno znajomości i zażyłości zawiązane dla jakiejś okazji lub dogodności. W przyjaźni, o której mówię, zlewają się one i stapiają jedna z drugą w aliażu tak doskonałym, że zacierają i gubią bez śladu szew, który je połączył […]. „Bo to był on; bo to byłem ja”.
Michel de Montaigne

Autorzy
Cenimy państwa prywatność
Ustawienia ciastek
Do poprawnego działania naszej strony niezbędne są niektóre pliki cookies. Zachęcamy również do wyrażenia zgody na użycie plików cookie narzędzi analitycznych. Więcej informacji znajdą państwo w polityce prywatności.
Dostosuj Tylko wymagane Akceptuj wszystko
Ustawienia ciastek
Dostosuj zgody
„Niezbędne” pliki cookie są wymagane dla działania strony. Zgoda na pozostałe kategorie, pomoże nam ulepszać działanie serwisu. Firmy trzecie, np.: Google, również zapisują pliki cookie. Więcej informacji: użycie danych oraz prywatność. Pliki cookie Google dla zalogowanych użytkowników.
Niezbędne pliki cookies są konieczne do prawidłowego działania witryny.
Przechowują dane narzędzi analitycznych, np.: Google Analytics.
Przechowują dane związane z działaniem reklam.
Umożliwia wysyłanie do Google danych użytkownika związanych z reklamami.

Brak plików cookies.

Umożliwia wyświetlanie reklam spersonalizowanych.

Brak plików cookies.

Zapisz ustawienia Akceptuj wszystko
Ustawienia ciastek