HOME

Księga Przyjaciół

Świadectwa Gustaw Herling-Grudziński „Medytacja Morandiego”
Sterling ma niezwykłe wyczucie martwej natury, jeśli np. pisząc o Morandim używa zwrotów „atmosfera nierzeczywistości” i „podniosła medytacja”, to wie dobrze, co robi. Nie waha się również napisać o „przedmiotach jakby przytulonych do siebie w swej samotności”. Morandi był przykuty do swej rodzinnej Bolonii, to zdecydowało o jego przywiązaniu do wazonów, flakonów, wymyślnych niekiedy naczyń kuchennych, jak w mieszczańskim krajobrazie domowym Holendrów. Martwe natury zależą w dużym stopniu od swoich „ojczyzn”.
Bohdan Paczowski Droga Morandiego
Jeśli punktem wyjściowym Mondriana była przestrzeń realna, a metą abstrakcyjna płaszczyzna jego obrazów, to Morandi wyruszył z teoretycznej przestrzeni „metafizycznej”, jaką malował około roku 1919 pod wpływem Giorgia de Chirico i Carla Carry, i dotarł do konkretnej przestrzeni swoich słynnych martwych natur. Przeniósł on jednak do niej metafizyczne napięcie i kontemplację, umiejąc za pomocą pokazania kilku prostych przedmiotów: zakurzonych butelek, wazonów, kubków, odsłonić nieraz ich utajoną najogólniejszą istotę i wyrazić wzniosłość godną Zurbarána.
Adam Zagajewski Morandi
Rzeczy czuwały nawet w nocy, / kiedy on spał i śnił o Afryce; / porcelanowy dzbanek, dwie konewki, / zielone butelki po winie, nóż. / Gdy on spał głęboko jak może zasnąć / tylko śmiertelnie znużony stwórca, / rzeczy śmiały się i bunt był blisko.
Józef Czapski O Morandim
Za pierwszym razem widziałem Morandiego na takiej małej wystawce; przyjaciele moi malarscy tam wystawiali — jeden jego obraz. Byłem olśniony. Jak ja za drugim razem widziałem Morandiego, obrazy jego ustawione tak, jak się zwykle ustawia, jeden obok drugiego, zrobiły na mnie o wiele mniejsze wrażenie. Bo naprawdę trzeba patrzeć na to tak, jak na obraz w kaplicy. Trzeba, by na każdy jego obraz świat stworzyć osobny, oddzielony od innych. I wtedy się tam wszystko znajduje. Ja mam wrażenie, że to jest bardzo wielki malarz. I że w naszych czasach powstał taki człowiek, który to wszystko osiągnął samym malarstwem... — ja mam wielki dla niego podziw.
Elżbieta Lempp Galeria jednej fotografii (64)
Tadeusz Różewicz lubił rozmowy z Albrechtem. Miał w zwyczaju dzwonić do niego, zwłaszcza, w ostatnich latach. Telefony, najczęściej, odbierał Albrecht. Ale zdarzało się, że ja podnosiłam słuchawkę. Tak było, któregoś dnia, w 2011. Pan Tadeusz zapytał wtedy, czy znam Baudrillarda i jego esej o fotografii. Autora nie znałam. Książkę zamówiłam a ważne cytaty zapisałam w mojej księdze „do zdań specjalnych”, np. ten: „Wraz z cyfrowym zwrotem cała fotografia analogowa, obraz pojmowany jako spotkanie światła odbijanego przez przedmiot ze światłem rzucanym przez spojrzenie, zostaje poświęcony, nieodwołalnie skazany”. Moje odczucia, jak pewnie większości użytkowników aparatów analogowych, były podobne.
Justyna Dąbrowska „Miałem mocno zakorzeniony ideał życia aktywnego”. Rozmowa z Aleksandrem Smolarem
Miałem mocno zakorzeniony ideał życia aktywnego, który był silnie obecny w mojej rodzinie. Rodzice byli komunistami, bardzo zaangażowanymi w to, co robią. Pamiętam wrażenie, które zrobiła na mnie jedna z moich ostatnich rozmów z ojcem. On pod koniec życia mieszkał w Izraelu, jeździłem tam do niego raz na rok. Kiedyś odwiedziłem go, gdy był w szpitalu i choć potem pożył jeszcze parę lat, to wtedy sądził, że się już nie wygrzebie. Muszę dodać, że mieliśmy nie najlepsze stosunki, różniliśmy się w podejściu do kwestii politycznych, ale nie tylko polityka odgrywała tu rolę. I on w tym szpitalu mówi do mnie, słuchaj, bardzo się różnimy, mamy inne drogi życiowe, inne zaangażowania, ale zawsze mieliśmy jedną cechę wspólną - nigdy nie uważaliśmy, że życie prywatne nas zadowoli. Zawsze mieliśmy potrzebę angażowania się w sprawy większe, szersze, wykraczające poza nas samych i poza grono najbliższych. Przyznałem mu rację.
Maciej Miłkowski Trzecia droga
Osiemnaście opowiadań z tomu "Oto początek naszej historii" w doskonałym, powściągliwym i wspaniale zrównoważonym przekładzie Krzysztofa Umińskiego to właściwie same arcydzieła. Nie ma tu żadnego tekstu słabszego, żadnego niekoniecznego. Równie dobre są teksty wczesne, co późne. Wolff urzeka, o czymkolwiek pisze. Dla każdego tematu znajduje najwłaściwszą formę. Z każdej, najbanalniejszej nawet sytuacji, potrafi wydobyć całą jej głębię filozoficzną. Pod tym względem jego opowiadania przypominają arcydzieła malarstwa: pokazują jedną chwilę wyjętą z czyjejś egzystencji, pokazują ograniczoną czasowo i przestrzennie sytuacje, a przy tym przekonują, że jest to sytuacja w jakimś sensie filozoficznie brzemienna. Ta chwila, kiedy zepsuł ci się samochód. Ta chwila, gdy oglądasz z matką mieszkanie na wynajem. Ten moment, gdy w kawiarni podsłuchujesz czyjąś rozmowę. To jest właśnie twój wielki zakręt egzystencjalny.
Świadectwa Iwona Smolka „Mieczysław Jastrun – w odsłonach Czasu”
Wiersze dyktowane czasem historii są najmocniejszym świadectwem lat, gdy „Trumną był piec krematorium”. Czytam je i nie rozumiem, jak mogły ulec zapomnieniu. Zadrwił chyba z nas, piszących o poezji, Duch Czasu. Odkryta została twórczość Paula Celana i jego „Fuga śmierci", ale dopiero dziś widzę, jak ten dół „kopany w powietrzu” trzy lata wcześniej pojawił się w bezradnym pytaniu Mieczysława Jastruna „Jak rzucić wieniec zielony / Na grób wykopany w powietrzu?”. Wiersze-świadectwa są pisane ze szczeliny między życiem a śmiercią, ze szczeliny między żywymi a zmarłymi, gdy trwa stan zawieszenia, gdy „To, co jest, i to, czego nie ma, jednako jest puste”. Ukrywający się Żyd wie, że każdy może go wydać i powtarza odwieczny lament.
Świadectwa Dorota Fortuna „Biblioteka Gustawa Herlinga-Grudzińskiego w Neapolu – wspomnienie”
Kiedy w 2012 roku po raz pierwszy pojechałam do Villi Ruffo, do domu Gustawa Herlinga-Grudzińskiego, z zamiarem sporządzenia inwentarza jego biblioteki, nie miałam pojęcia, z czym przyjdzie mi się zmierzyć. Na miejscu zobaczyłam zastawione książkami regały, książki ułożone w stosy, w podwójnych rzędach, piętrzące się w każdym wolnym miejscu, wypełniające prawie cały dom. Główny zbiór znajdował się w dwóch pomieszczeniach na parterze – w studio pisarza. Pozostałe książki w różnych miejscach: w korytarzu na niewielkim regale, w sąsiednim pomieszczeniu w zamkniętej szafie, na piętrze. W pokoju Lidii Croce – spory zbiór wyraźnie wybranych przez nią egzemplarzy, najcenniejszych i najbliższych sercu. To tu spotkały się po latach dwa egzemplarze debiutanckiej książki Gustawa Herlinga-Grudzińskiego "Żywi i umarli", obie z dedykacjami. Jedna ofiarowana Lidii w 1945 roku, druga – „Samemu sobie” – w tym samym czasie. Księgozbiór zamykał wielki regał w holu na piętrze, wypełniony książkami w podwójnych rzędach.
Ewa Bieńkowska GHG
Jesteśmy, jestem już o 25 lat starsza, moje myślenie o Herlingu przechodzi na nieco inne obszary, ale zawsze jest mgnienie zachwytu. Ten człowiek z jego biografią, z niesamowitą młodością na dalekiej Północy, z heroiczno-dramatycznym wiekiem męskim, z czymś co może się kojarzyć z przekleństwem w życiu uczuciowym; z przyjaźniami należącymi do najpłodniejszych jakie wydała nasza historia; z długim późnym owocowaniem, które nie miało nic z „zawodu literata”, było dopracowaniem się świata wewnętrznego całkowicie suwerennego. W tym sensie stał się dla mnie gwiazdą na europejskim horyzoncie, który był ojczyzną humanizmu i zakorzenienia się humanizmu w tym, co go przekracza. A skoro przypadek, który można określić jako straszny i wzniosły, który wygnał go z Anglii, wygnał z Niemiec, sprawił, że jego życie zrosło się z geografią i historią Włoch, lubię myśleć o nim na tle krajobrazów i kultury włoskiej. Te oczarowały go, stając się tworzywem, którego nie mógłby oddzielić od własnej osoby.
Warto również przeczytać...
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury – państwowego funduszu celowego
„Księga Przyjaciół” jest czasopismem internetowym. Publikujemy w nim wiersze, szkice, wspomnienia, recenzje książek. Co tydzień „Księga” wzbogaca się o kolejne cztery wpisy zaprzyjaźnionych z nami autorów, którzy zechcieli podzielić się swoimi wrażeniami.

To, co zazwyczaj nazywamy przyjaźnią i przyjaciółmi, to są jeno znajomości i zażyłości zawiązane dla jakiejś okazji lub dogodności. W przyjaźni, o której mówię, zlewają się one i stapiają jedna z drugą w aliażu tak doskonałym, że zacierają i gubią bez śladu szew, który je połączył […]. „Bo to był on; bo to byłem ja”.
Michel de Montaigne

Autorzy
Cenimy państwa prywatność
Ustawienia ciastek
Do poprawnego działania naszej strony niezbędne są niektóre pliki cookies. Zachęcamy również do wyrażenia zgody na użycie plików cookie narzędzi analitycznych. Więcej informacji znajdą państwo w polityce prywatności.
Dostosuj Tylko wymagane Akceptuj wszystko
Ustawienia ciastek
Dostosuj zgody
„Niezbędne” pliki cookie są wymagane dla działania strony. Zgoda na pozostałe kategorie, pomoże nam ulepszać działanie serwisu. Firmy trzecie, np.: Google, również zapisują pliki cookie. Więcej informacji: użycie danych oraz prywatność. Pliki cookie Google dla zalogowanych użytkowników.
Niezbędne pliki cookies są konieczne do prawidłowego działania witryny.
Przechowują dane narzędzi analitycznych, np.: Google Analytics.
Przechowują dane związane z działaniem reklam.
Umożliwia wysyłanie do Google danych użytkownika związanych z reklamami.

Brak plików cookies.

Umożliwia wyświetlanie reklam spersonalizowanych.

Brak plików cookies.

Zapisz ustawienia Akceptuj wszystko
Ustawienia ciastek