Agnieszka Kania
Anioły od ziszczeń i zniszczeń
Po II wojnie światowej Alt Schalkowitz przemianował się na Stare Siołkowice. Wioska wyskrobała w granicie imiona poległych i zaginionych, spaliła niemieckie podręczniki, kupiła książki w języku polskim – równie obcym. W zagrodach niewiele się zmieniło. Rów to nadal był krzipop, jastrząb - kłobuch, guzik – knejflik, ksiądz – farouż, żuławy – werder, buty z fałdką – kropsztiwle. Na płotach suszyły się rundliki, chleb kroiło się w gjelniki, mąkę kupowało się od Mischa na Wołkowni, a węgiel u Pampucha na Gburach. Na gliniastych ścieżkach odbijały się ślady żeleźniouków i kopyt ciężkich koni. Dzieciaki grzebały patykami w błocie, przewracały grudy ziemi albo jak Kupczykowa córeczka topiły się w gnojówce przy chałupie – wtedy starki szły do kościoła pobecejć. Tylko kościół nie był już ten sam.