HOME

Księga Przyjaciół

ks. Jan Sochoń Odsłonić, co zakryte. Malarstwo Aldony Mickiewicz
Aldona Mickiewicz patrzy z czułością na otaczające ją przedmioty, na cielesność i materialność tkanki świata i dostrzega, że pod jej warstwą zewnętrzną rozgrywa się żywy dramat istnienia. [...] Nie stara się po prawdzie wznosić materii na swoiście wysublimowany poziom duchowy, ale przekształca namalowane obiekty w symbole, a dokładniej nazywając, w symboliczny konkret, jako że odcieleśnienie zawsze wysącza ze znaczeń. Chce, żeby jej przedstawienia, niosąc określone idee, nigdy nie osadzały się w porządku pojęć ogólnych, lecz w ramach realnych własności rzeczy, które widzimy i mamy szansę kontemplować. Chce żebyśmy uchwycili te momenty „życia” materii w najprzeróżniejszych jej zmianach, w fałdach, w zmarszczeniach czy zgnieceniach, w ruchu będącym oznaką istnienia, choćby ledwie się tlącego.
Anna Piwkowska Mój Nieborów
Moje oczy przykuła postać kobiety w czerwonym szalu i z ciemną grzywą poskręcanych włosów. Ta straszna i tajemnicza postać wpatrywała się we mnie intensywnie i chyba trochę się uśmiechała. Jeszcze tego wieczoru miałam się dowiedzieć, że była to poetka Flora Bieńkowska. To była pierwsza poetka w życiu jaką zobaczyłam. I kiedy zafascynowana niosłam do ust kropelkę słodkiego czerwonego dżemu, który drżał na końcu noża, zerwała się od stołu i teatralnie krzyknęła: „Dziecko, nie nożem! Skaleczysz się w język!”. Przestraszyłam się bardzo. Od tej pory w moim umyśle te pojęcia mocno się ze sobą splotły: poetka, czerwień, słodycz, język i nóż. Przez wiele kolejnych lat Flora, która obdarzyła mnie swoją przyjaźnią, będzie zabierała mnie na swoje ulubione spektakle: zachody słońca w Nieborowie. Latem, w czerwcu i w lipcu, zapadało późno, koło dziewiątej, w środek stawu, przy wyspie miłości.
Miłosz Waligórski Guzik
Józefa, syna Jakuba i Racheli, przekazywano sobie z rąk do rąk. W Egipcie kupił go Putyfar, urzędnik faraona. Józefowi dobrze się u niego wiodło, został zarządcą domu, przyczynił się do powiększenia majątku Putyfara. Jego uroda zwróciła uwagę żony Putyfara (kolejnej z wielu bezimiennych kobiet w historii chrześcijaństwa), która usiłowała go uwieść. Kiedy Józef się jej oparł i spróbował uciec, zębami zerwała z niego płaszcz... po posadzce potoczyły się guziki. Ten płaszcz stał się później dowodem w fałszywym oskarżeniu. Wiadomo, czym to poskutkowało. Ale co z guzikami? Kto je pozbierał? A może po dziś dzień leżą na zimnym marmurze, spowite w egipskie ciemności. „Książki mają swój los”. Skoro tak – pomyślałem – guziki też powinny go mieć. Oto jak się zaczął ten wiersz.
Krzysztof A. Worobiec Muzeum cz. 7 – Historia tkwi w szczegółach… o kwestii językowej
W części mieszkalnej chałupy zgromadziliśmy wiele rozmaitych drobnych przedmiotów, a na ścianach powiesiliśmy obrazy, obrazki i makatki. Na wielu z nich są sentencje lub napisy zarówno w języku niemieckim, jak i polskim. Ten galimatias językowy nie jest rzecz jasna przypadkowy, lecz stanowi osnowę opowieści o kwestii językowej…
Andrzej Franaszek W letniej błyskawicy
Miłosz ma dość twórczych sił, by podjąć tak obszerne i ambitne zamierzenie, jakim jest "Traktat poetycki", powstający na przełomie 1955 i 1956 roku, a jako osobna książka trafiający do drukarni w roku 1957. By stworzyć dzieło polifoniczne, niezwykle błyskotliwe, chwilami wręcz olśniewające; zarazem kondensujące dziesiątki filozoficznych, politycznych, estetycznych, historycznych czy biograficznych wątków – i emanujące lekkością. Dzieło, o którym jeden z pierwszych czytelników, Aleksander Wat powiedział, że „to szczyt, na jakim nasza poezja nie była od stu lat”. [...] "Traktat" rekonstruuje artystyczny rodowód pisarza, chce wskazać, jakie winno być zadanie poezji w powojennej, tak innej od przeszłości epoce, co ja sam, jego autor – chcę osiągnąć, jakie moralne zobowiązania na mnie ciążą. Jak się wpisuję w literacki łańcuch pokoleń, którego ogniwa znaczone są sporami i niechęcią, ale także podziwem, wdzięcznością, solidarnością. A już niewątpliwie: poczuciem podejmowania – wciąż na nowo – tego samego trudu.
Jacek Hajduk Nad Owidiuszem (11)
Nie wymaga dowodów, a jedynie przypomnienia, przemożny wpływ Lukrecjusza na Michała z Montaigne, który nie tylko studiował pilnie "De rerum natura", ale i myślał w rytmie tego poematu. Od Lukrecjusza przejął twórca nowoczesnego eseju zasadniczy gest: odrzucenie opowieści o świecie jako dziele opatrzności, zbornym i celowym. Zamiast tego – ruch, przypadek, rozpad. U Montaigne’a nie ma już kosmologii, jest codzienność: krucha, zmienna, nie dająca gwarancji. Ale i w tej lukrecjuszowo-owidiańskiej niestabilności odnaleźć można przecież spokój. I naukę: że myśl – o ile ma być wierna rzeczywistości, którą próbuje uchwycić – powinna nauczyć się trwać w rozproszeniu. [...] Świat nie musi mieć sensu, by zasługiwać na uwagę, współczucie, czułość.
Katarzyna Kuczyńska-Koschany Pod tlenem – 55 sonetów (XXXI)
Przekładów polskich wspaniałego sonetu orfickiego o istocie, która nie istnieje, a jednak istnieje tym bardziej, o stworzeniu, jakie wynika wręcz z pewnego nadmiaru wiary w jego istnienie, jest  bardzo wiele. Hipertrofia takiej nadziei w istnienie, nadziei stwarzającej, cechuje zawsze poezję orficką – analogicznie do wyobraźni stwarzającej: dlatego przecież moment wybicia się rogu to zarazem miejsce przerzutni międzystroficznej, zaś chwila samego wyłonienia się ex nihilo baśniowego stwora to przerzutnia nie tylko międzystroficzna, lecz także usytuowana w miejscu przełamywania się sonetu z części deskryptywnej w refleksyjną. Jednorożec bierze się z namysłu nad samym sobą, z autorefleksji – a przedtem z ogromnej, bezwarunkowej miłości. Rilke jest poetą orfickim – par excellence. Sonet o jednorożcu jest sonetem metafizycznym.
Andrzej Stanisław Kowalczyk Józef
żałował drzew które musiał wyciąć / zawczasu zżywał się z tymi / które planował zasadzić jesienią / po latach uświadomiłem sobie / że przeszłość go nie obchodziła / przyszłość go nie interesowała / w jakiś słotny dzień siedzieliśmy w domu / na kuchni gotował się gar rosołu / suka aza łasiła się do nóg / upodobniłeś się do drzewa powiedział mój kuzyn / który zamierzał studiować nauki polityczne / jesteś wyobcowany i aspołeczny / może to i prawda uśmiechnął się józef głaszcząc psa / ale komu to przeszkadza
Ewa Bieńkowska Sierpień 25
Zniknął nie tylko człowiek, więc możność korzystania z jego wiedzy, z daru formułowania przeżyć, z jego książek… Nie żeby było efektownie, bardzo pilnował swego języka i wobec ważnych przeżyć wolał chropawość, rezygnował z terminów uczonych czy modnych. W tych rozmowach, które nierzadko były jego opowieściami – co należy ściśle oddzielić od monologów, będących całkiem inną odmianą mowy – od warszawskich początków było porozumienie jeszcze z uniwersyteckich ławek, umowne skróty, porozumiewawcze pseudonimy, odwołania do tych pisarzy naszych studenckich początków, których po prostu wyznaczyła nam francuskojęzyczna biblioteka; których potwierdziły mu kontakty z Konstantym Jeleńskim. Być może główną magią, czarodziejstwem ulicy Claude Lorrain i Nicolas Fortin była więź z własną przeszłością, możność powracania do pierwszych odkryć filozoficznych, krytycznych, do nowych języków, w których nazywało się rzeczywistość. To znaczy zdolność do ujęcie siebie – tak też było u Wojtka – w ciągłości i w rozwoju; w wierności i zmianie. Towarzyszyła mu sentencja Goethego: „Stirb und werde”, którą powtarzał, gdy była mowa o zmianach w jego gustach, w patronujących mu sprawach czy autorach. Czułam, że idzie o zmiany głębsze, ukryte, nie do podzielenia z innymi. Pozostały dla mnie zagadką, mogę sobie wyobrazić, że pisał o nich w swoim dzienniku.
Mariusz Wilk Daniłowski ocierk (2)
Pustosz Daniłowa jest natrętna, jak gdyby wypełniały ją duchy. Niby nikogo, ale czuje się powszędy czyjąś obecność. Nieraz mrówki po skórze biegają. I sam już nie wiem, czy staruszek z tonsurą był w rzeczy samej, czy mi się przywidziało? Igor ni mięśniem twarzy nie drgnął na pytanie, czy to jego dziadek? Jakby żadnego dziadka tu nie było.
Warto również przeczytać...
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury – państwowego funduszu celowego
„Księga Przyjaciół” jest czasopismem internetowym. Publikujemy w nim wiersze, szkice, wspomnienia, recenzje książek. Co tydzień „Księga” wzbogaca się o kolejne cztery wpisy zaprzyjaźnionych z nami autorów, którzy zechcieli podzielić się swoimi wrażeniami.

To, co zazwyczaj nazywamy przyjaźnią i przyjaciółmi, to są jeno znajomości i zażyłości zawiązane dla jakiejś okazji lub dogodności. W przyjaźni, o której mówię, zlewają się one i stapiają jedna z drugą w aliażu tak doskonałym, że zacierają i gubią bez śladu szew, który je połączył […]. „Bo to był on; bo to byłem ja”.
Michel de Montaigne

Autorzy
Cenimy państwa prywatność
Ustawienia ciastek
Do poprawnego działania naszej strony niezbędne są niektóre pliki cookies. Zachęcamy również do wyrażenia zgody na użycie plików cookie narzędzi analitycznych. Więcej informacji znajdą państwo w polityce prywatności.
Dostosuj Tylko wymagane Akceptuj wszystko
Ustawienia ciastek
Dostosuj zgody
„Niezbędne” pliki cookie są wymagane dla działania strony. Zgoda na pozostałe kategorie, pomoże nam ulepszać działanie serwisu. Firmy trzecie, np.: Google, również zapisują pliki cookie. Więcej informacji: użycie danych oraz prywatność. Pliki cookie Google dla zalogowanych użytkowników.
Niezbędne pliki cookies są konieczne do prawidłowego działania witryny.
Przechowują dane narzędzi analitycznych, np.: Google Analytics.
Przechowują dane związane z działaniem reklam.
Umożliwia wysyłanie do Google danych użytkownika związanych z reklamami.

Brak plików cookies.

Umożliwia wyświetlanie reklam spersonalizowanych.

Brak plików cookies.

Zapisz ustawienia Akceptuj wszystko
Ustawienia ciastek