HOME

Księga Przyjaciół

Jan Zieliński Spod powieki (E)
Nowa wersja przedwojennego "Mocnego człowieka" wedle powieści Przybyszewskiego – z muzyką Maleńczuka i zespołu Püdelsi. Film z roku 1929, jeśli pominąć naiwności fabuły i przesadną mimikę, uderza znakomitym oddaniem atmosfery wielkomiejskiej Warszawy, z licznymi napisami reklamowymi, grą świateł, przebitkami i szerokimi planami. Spod powieki odnotować wypada liczne sceny pojedynków oczu. Dobra obsada, także w rolach drugo- i trzecioplanowych – pozostaje w pamięci zwłaszcza boy hotelowy, grany przez młodego Tadeusza Fijewskiego. Dodana muzyka Maleńczuka świetnie wpisuje się w narkotyczny klimat prozy Przybyszewskiego. [...] Maria zaczęła ją czytać przed seansem i od razu wychwyciła świetny cytat (słowa genialnego pisarza Górskiego do dziennikarza Bieleckiego): „Ciekaw jestem, jakbyś w jakiejś powieści opisał stół albo krzesło, rozumiesz, taki stół, na którym ktoś przed chwilą bezsenną noc przepędził, ot, np. taki Mickiewicz, który na nim pisał swoje improwizacje, albo takie krzesło, na którym siedział mężczyzna, a potem na tym krześle usiadła dziewczynka, która tego pana kochała, i uczuła się zapłodnioną… Barbey d’Aurevilly piękną rzecz o tym napisał…”. To aluzja do sceny z opowiadania "Najpiękniejsza miłość Don Juana", do której [...] Félicien Rops stworzył sugestywną ilustrację, zapowiadającą nieco ekspresjonistyczną poetykę filmu "Mocny człowiek".
Wojciech Karpiński Płomień. O Józefie Czapskim
Rzucał się w rozmowę, w dyskusję, żył chwilą, a jednocześnie tkwił w strumieniu czasu. Pamięć była ważnym motorem jego działania, jego sposobem rozpoznawania się w świecie. Wplątany w korzenie życia doczesnego, tkwił też mocno, myślami, uczuciem, w życiu duchowym. Inny wymiar był mu potrzebny, wierzył w jego istnienie. Ktokolwiek się z Józefem Czapskim zetknął, z jego osobą czy z jego dziełem, nie wątpił o obecności w nim tej potrzeby, tego wymiaru. Stanowił żywy dowód istnienia „innego świata”. A przecież o konfesyjnym i instytucjonalnym kształcie swojej religijności mówił mało, on, który rozmowy, rozmowy istotne, tak cenił. Także w życiu wewnętrznym był raczej rysownikiem niż filozofem. Kreślił szkice interesujących go światów, nie budował ideologii, systemów. Nie przez dedukcję odkrywał ludzi i siebie, nie dawał się szantażować spekulacjom, to stanowiło jego siłę; był jednak żywą, krytyczną, analityczną myślą zafascynowany, to też stanowiło jego siłę. Chciał chwytać mgnienia rzeczywistości, był malarzem, walczył o otwarcie malarstwu i malarzom, także rozumianym jako sposób postrzegania świata, szerszych horyzontów. „We Francji nie istniał nigdy przesąd, popularny w Polsce, że malarz ma prawo być głupi” — napisał kiedyś z wyzywającą ironią. On nie był głupi. Uderzał mądrością konkretną i ludzką, która nie podlega okrutnej i celnej Gombrowiczowskiej formule: „im mądrzej, tym głupiej”, bo jego mądrość nie była mądrością spekulacji i instytucji, kapłanów i filozofów. To była jego mądrość, Józefa Czapskiego, przez niego zdobywana i rozwijana.
Andrzej Stanisław Kowalczyk Eseiści na łamach „Kultury”
Są gatunki literackie, które jak rośliny w pewnych warunkach bujnie się rozwijają, a w innych marnieją. Czy esej by się narodził w XVI wieku, gdyby temperament i typ umysłowości skłoniły Michela de Montaigne do opowiedzenia się po stronie katolików bądź hugonotów? Nie, gdyby Montaigne był kimś innym, esej by się nie narodził. Po raz kolejny narodziłby się paszkwil. Z eseistyczną modłą życia wiążemy zwykle takie przymioty jak powściągliwość, postawa sceptyczna, skłonność do namysłu, przekonanie o nieusuwalnej wielobarwności świata. Ale nie znaczy to, że czytając esej nie usłyszymy tonu dramatycznego. Odzywa się on wielokrotnie.
Beata Bolesławska-Lewandowska Anioł
Podczas pierwszego badania PET, już wiedząc, że mam chłoniaka, czekałam cierpliwie na swoją kolej. Wszyscy, którzy znają to badanie wiedzą, że po przyjęciu radioaktywnego izotopu każdy pacjent odpoczywa w fotelu, odgrodzony od pozostałych. W pomieszczeniu obowiązuje zakaz rozmów, panuje półmrok. Miałam tych badań później wiele. Ale tylko podczas tego pierwszego zdarzyło się, że młody chłopak, który trafił jak i ja do tej „poczekalni”, zamiast siedzieć w fotelu stanął przy mnie i zaczął swobodnie rozmawiać. Mówił, że wyleczył właśnie chłoniaka Hodgkina i drobiazgowo opowiadał, przez co przejdę i jak się będę czuć podczas kolejnych etapów leczenia [...] Opowiadał to wszystko z uśmiechem, a ja słuchałam jak zahipnotyzowana aż do chwili, kiedy weszła pielęgniarka i upomniała nas ostro, że mamy odpoczywać. Nigdy więcej tego chłopaka nie spotkałam. Nigdy więcej nie zdarzyło się też, bym w tym pomieszczeniu z kimkolwiek rozmawiała.
Elżbieta Lempp Galeria jednej fotografii (56)
In? Out? - zastanawiał się, na głos, starszy pan przed Megu na wystawie, w Karolinie Północnej, w maju 1985. Fotografie, nagrodzone w corocznym konkursie lokalnej gazety "Spectator", pokazane były w: Chapel Hill, Carrboro, Durham, Raleigh. Megu zdobyła pierwsze miejsce w kategorii "People". Zdanie mężczyzny, przyglądającego się małej dziewczynce, było i jest, dla mnie, ważne. Fotografia, nie do końca określona, z przewagą szarego, przemawia.
Jerzy Stempowski Korespondencja z Krystyną Marek (9)
O sobie powiem tyle, że jestem mniej więcej zdrów i przeznaczony dziedzicznie do długiego życia. Na warunki tutejszej egzystencji nie mogę narzekać. Kiedyś w dawnym Konstantynopolu słyszałem takie przysłowie: kto ma zwyczaj jeść kawior, temu Bóg zsyła zawsze trochę kawioru. W tym jest część prawdy. Jeżeli bardzo mocno obstawać przy swych gustach i przyzwyczajeniach, najczęściej wystarcza to, aby wytworzyły się potrzebne do nich warunki. Ukrywając się np. u przemytników w Karpatach, myślałem, że będzie mi w ich kryjówce leśnej brakować lektury, ale już po kilku dniach przemytnicy przynieśli mi dwa worki pełne książek. W pobliskim tartaku ukrywał się jakiś uczony filolog, po którego zniknięciu zostało trochę łacińskich autorów w dobrych wydaniach, gdzie indziej rozbójnicy ograbili podróżnych, mających ciekawe książki w swych bagażach, to znów włoski arystokrata szukał przygód w puszczy, czytając w dni deszczowe autorów Renesansu. W ten sposób zebrało się tam trochę książek, czekających od lat czytelnika, a ponieważ tak daleko w głąb lasów byle jakich książek nie noszą, znalazłem tam lekturę w najlepszym gatunku.
ks. Jan Sochoń Pisarz filozofujący wobec wyzwań epoki Antychrysta
Intuicje filozoficzne zawarte w tekstach Hamvasa wyrastają z osobistych przeżyć autora w czasach zwanych przez niego epoką Antychrysta. [...] Hamvas nie był widzem, lecz podmiotem działania. Starał się pomijać sztuczne i napuszone formy bycia, odrzucać wszystko, co wysysa się z gardzieli grzechu, niesprawiedliwości, moralnego bezładu, nierzeczywistości i kłamstwa, po to, żeby wreszcie zaznać świętości życia. Trzeba odnowę świata zawsze zaczynać od siebie, od odpowiedzialności za własne wybory i sposoby życia, mając pod skórą karteczkę, jak Pascal pod surdutem, z napisem: najważniejszym zadaniem jest nie twórczość pisarska, tylko dążenie do zbawienia.
Wojciech Kass List do niepoznanego poety (XIII)
Zna Pan słynny sonet Artura Rimbauda opatrzony tytułem "Samogłoski"? [...] Sonet Rimbauda ucieleśnia literę, a konkretnie samogłoski, na których wspiera się łuk triumfalny języka i która, to znaczy jedna z nich, mogła być pierwszą, jaką wypowiedział człowiek w swojej przygodzie odkrywania mowy, potem alfabetu. [...] Mogłaby więc być ta pierwsza wypowiedziana samogłoska jak poranek, jak tajemnicza obietnica. Była tą cząsteczką ludzkiego głosu, a i ziemi, od której mógł zacząć się sejsmiczny wstrząs, on to bowiem w dalszej perspektywie ukształtował kolejne warstwy geologiczne mowy aż po jej gramatykę. [...] Tym, kim był Artur Rimbaud dla poezji, a mam tu na myśli wrzenie litery jego poezji, tym dla malarstwa był Vincent van Gogh, kolory jego obrazów, faktura farby ustaliły się na płótnach w stanie wrzenia. Z tym, że poeta wszystko, co dla nas najważniejsze stworzył jako młodzieniec, malarz zaś w okresie późnym, porze zmierzchu. Zamierzam w tym liście zająć Pana samogłoską „u”.
Krzysztof Czyżewski Prosto w oczy
Francesco del Cossa namalował "Świętą Łucję" w 1472 roku, jako część poliptyku w kaplicy Griffonich w bolońskiej bazylice San Petronio. W latach trzydziestych XVIII wieku poliptyk rozsprzedano, a obraz "Świętej Łucji" ostatecznie stał się częścią zbiorów Narodowej Galerii Sztuki w Waszyngtonie. Nigdy nie dane mi było do niej zawitać. Natomiast każdego roku bywam w Palazzo Fava w Bolonii, dokąd przyciągają mnie freski braci Carraccich z końca XVI wieku, ilustrujące mity o Argonautach, Europie i Eneaszu, a pośród nich może najpiękniejsze w europejskiej ikonografii wyobrażenie Medei – gościnnej i głęboko kochającej dziewczyny z Kolchidy. Kilka lat temu w Palazzo Fava pokazywano po raz pierwszy ponownie w całości poliptyk Cossy. To wtedy na obrazie "Świętej Łucji" dostrzegłem i sfotografowałem niewielki detal – spojrzenie istniejące jako osobny byt. Zapadło we mnie głęboko, przez lata domagając się poetyckiego wyrazu, aż po medytację zapisaną u kresu mijającego roku.
Marek Pacukiewicz Planeta Urbino (III)
Na czym polega wyjątkowość tego malarstwa? Przyznaję, że gdybym nie wybrał się do Castel Cavallino, pewnie przeoczyłbym je lub zlekceważył jako ciekawostkę z tła. Podsunięty mi w archiwum miejskim w Urbino album przeglądałem z zaciekawieniem, przeszedłem jednak do porządku nad tym, co widzę, choć na pierwszy rzut oka wyraźna była krystaliczna czystość tych obrazów. Może właśnie dlatego epizody z życia Marii w pierwszej chwili sprawiają wrażenie renesansowego „stylu zerowego”, ukrywającego swą formę. Malarz wydaje się odległy, zamknięty w swoim świecie i niedomagający się niczyjej uwagi. Niestety, wszystkie najważniejsze prace Corradiniego znajdują się obecnie w Stanach Zjednoczonych, gdzie trafiła większość rozproszonej kolekcji kardynała Barberiniego. Czy można w ogóle cokolwiek powiedzieć na temat obrazów, których nie widziało się osobiście, których się nie odwiedziło, które wydają się do tego stopnia ulotne, że być może w ogóle nie istnieją?
Warto również przeczytać...
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury – państwowego funduszu celowego
„Księga Przyjaciół” jest czasopismem internetowym. Publikujemy w nim wiersze, szkice, wspomnienia, recenzje książek. Co tydzień „Księga” wzbogaca się o kolejne cztery wpisy zaprzyjaźnionych z nami autorów, którzy zechcieli podzielić się swoimi wrażeniami.

To, co zazwyczaj nazywamy przyjaźnią i przyjaciółmi, to są jeno znajomości i zażyłości zawiązane dla jakiejś okazji lub dogodności. W przyjaźni, o której mówię, zlewają się one i stapiają jedna z drugą w aliażu tak doskonałym, że zacierają i gubią bez śladu szew, który je połączył […]. „Bo to był on; bo to byłem ja”.
Michel de Montaigne

Cenimy państwa prywatność
Ustawienia ciastek
Do poprawnego działania naszej strony niezbędne są niektóre pliki cookies. Zachęcamy również do wyrażenia zgody na użycie plików cookie narzędzi analitycznych. Więcej informacji znajdą państwo w polityce prywatności.
Dostosuj Tylko wymagane Akceptuj wszystko
Ustawienia ciastek
Dostosuj zgody
„Niezbędne” pliki cookie są wymagane dla działania strony. Zgoda na pozostałe kategorie, pomoże nam ulepszać działanie serwisu. Firmy trzecie, np.: Google, również zapisują pliki cookie. Więcej informacji: użycie danych oraz prywatność. Pliki cookie Google dla zalogowanych użytkowników.
Niezbędne pliki cookies są konieczne do prawidłowego działania witryny.
Przechowują dane narzędzi analitycznych, np.: Google Analytics.
Przechowują dane związane z działaniem reklam.
Umożliwia wysyłanie do Google danych użytkownika związanych z reklamami.

Brak plików cookies.

Umożliwia wyświetlanie reklam spersonalizowanych.

Brak plików cookies.

Zapisz ustawienia Akceptuj wszystko
Ustawienia ciastek