fbpx
HOME

Księga Przyjaciół

Hugo von Hofmannsthal Balzak
Kto zna jedno czy drugie jego dzieło, ten nie zna tego wielkiego autora. Inaczej niż w "Fauście" czy wierszach Goethego istota poetyckiego żywiołu Balzaka nie zawiera się w jakiejś jednej jego książce. Balzaka należy czytać szeroko i nie wymaga to osobliwego kunsztu. To najzwyklejsza lektura dla ludzi w najogólniejszym znaczeniu tego słowa obytych w świecie, od kancelisty adwokackiego czy subiekta do wielkiego pana. Dla ludzi w świecie obytych (mam tu na myśli mężczyzn wszelkiego stanu, polityków, wojskowych, komiwojażerów, kobiety z wyższej sfery i kobiety proste, duchownych, tych, co nie są ani literatami, ani pięknoduchami, i tych wszystkich, którzy czytają nie po to, aby się kształcić, lecz dla rozrywki) czytanie Goethego za każdym razem stanowi chyba pewien wysiłek, swojego rodzaju wydarzenie. W trudnych, zawiłych chwilach ich żywota Goethe najprawdopodobniej ich zawiedzie; Balzak zawsze okaże się przystępny.
Świadectwa Dani Tracz, Witek Tracz „Sieć opowieści – Web of Stories”
Historie życia są fascynujące, bo nasze wspomnienia to przecież my sami. [...] Myślimy o historii, którą zbudowaliśmy sobie w głowie, która na pewno nie jest prawdziwa, ale jest nasza. Gdy usłyszałem opowieść ojca zdałem sobie sprawę, jak ona jest ważna i że w zasadzie nie ma bez niej życia. Z wszystkiego co nam się przydarza bezustannie tkamy opowieść. Potrzebujemy narracji, ciągłości, zdania po zdaniu, choć przecież życie jest niespójne i wielowątkowe. Wszystko dzieje się naraz i w wielu wymiarach, rzadko jest uporządkowane. Nie da się tego zrozumieć i nadać sensu bez przekształcenia w coś, co może się ułożyć w historię. I wiesz, to jest bardzo wzruszające. Gdy zaczynamy, nikt nie jest pewny, co powiedzieć, a ja za każdym razem doradzam: zacznij od początku...
poczta redakcyjna Pierwszy sonet
Poeci z prawdziwego zdarzenia nigdy nie mówią w towarzystwie o swoim métier. Cena prawienia banałów nie jest dla nich za wysoka, byle tylko nie dać profanom fałszywej satysfakcji, byle nie narazić się na ich kłopotliwe i wścibskie pytania. Zawsze podziwiałem zwinność, z jaką Fantazjano lawiruje w towarzystwie, aby uchylić się od rozmowy z osobnikami niedyskretnymi. Jeżeli cieszę się jego sympatią, to dlatego, że nigdy nie pytam go, co pisze, a jeżeli nie pisze, to jaka jest przyczyna akrybii. Jakie honorarium zapłacili panu za ostatni tomik? Dlaczego nie dostał pan Nagrody Minerwy, skoro w jury zasiadało dwoje pana przyjaciół?
Agnieszka Kania Ustawanie
Pierwsza chwila w pracy to spojrzenie w okno naprzeciw dyżurki: czy na metalowej ramie łóżka wisi ręcznik w pomarańczowe pasy. Należy do Gieni. Kiedy go zabraknie, zabraknie i Gieni. Wraz z żółtym ręcznikiem ubyło Wieśka. Ze spranymi frędzlami odszedł Tadeusz, z niebieskimi kropami Janusz. Szary ręcznik miała Krystyna. Nie lubiła zdrobnień. Ziemia mnie rozdrobni – mówiła. Rozdrobniła.
Katarzyna Kuczyńska-Koschany Pod tlenem – 55 sonetów (VI)
Róża i Orfeusz doskonale sobie odpowiadają: ona pośród kwiatów ma godność najwyższą, on – wśród poetów jest Poetą. Są sami sobie i sobie jedynie nawzajem miarą. Skoro śpiewa, to Orfeusz. Skoro kwitnie, to Róża. Spełniają się sami w sobie. Nie szukajmy innego imienia – tylko imienia Orfeusza, tylko imienia Róży.
Elżbieta Lempp Galeria jednej fotografii (33)
Pod Halą Targową przy Grzegórzeckiej, w każdą niedzielę, odbywał się pchli targ. Wzdłuż wąskiego trawnika, pod płotem, rozkładano rzeczy potrzebne i niepotrzebne. Na folii z negatywem zapisałam: Kazimierz, 28.6.2009. W kalendarzyku znalazłam notatkę: 27 czerwca (sobota): rano pociąg do Krakowa.
Marcin Sabiniewicz Brodski bliski i daleki
Takiego głosu, takiego „ja” poetyckiego polska (ani rosyjska) poezja wcześniej nie znały. Władczy, niekiedy arogancki czy wręcz bluźnierczy, pełen niewyczerpanej energii, posługujący się ironią jako narzędziem ekspansji, Brodski pisał (i zachowywał się) tak, jakby był ucieleśnionym imperium. Z upodobaniem cytował Mandelsztama: „Natura – to też Rzym, w nim rys jej rzeczywisty”. Słowa obrabiał, jakby były z kamieni, kładzionych na dłużej niż będzie istniał znany nam świat, bo tak chyba trzeba rozumieć linijki o literach na kartce papieru, które będą „na białym czernieć, dopóki białe istnieje i potem”. Nie dążył do zerwania z tradycją – jego pokolenie dość się naoglądało skutków niemal całkowitego zniszczenia przeszłości w Związku Radzieckim – ale do nawiązania rozmowy z poprzednikami – czy byli nimi Dzierżawin, czy John Donne. Kiedy recytował, a właściwie wykrzykiwał przyjacielowi, stojąc w kolejce w Leningradzie, świeżo napisaną "Wielką Elegię dla Johna Donne’a", wiersz, w którym znalazł własny, nowy ton, a więc ponownie odkrył świat, który odtąd nigdy nie miał być taki sam, był Rimbaudem à rebours.
Jakub Dolatowski Licyna, nygus, barbara, i tyle jeszcze nazw
Książki, które od razu wywołują z mojej pamięci krzak licyny, napisali rdzennie i w duszy głęboko „ukrainni” – Stanisław Stempowski i Jarosław Iwaszkiewicz. [...] "Pamiętniki" S. S., to jedna z moich częściej ponawianych lektur, zwłaszcza pierwsze rozdziały, z obrazami wiejskiego życia na Podolu, w Hucie Czernielowieckiej i Szebutyńcach; żadna inna z książek nie ma chyba na marginesach tylu notatek ołówkiem, tylu znaków zapytania czy słów wypisanych na boku – odłożonych tam na później, do poszukiwań w słownikach, leksykonach i gdzie tam jeszcze, bo dystans, jaki różni między sobą kilka ostatnich pokoleń zatarł znaczenie tak wielu przedmiotów, czynności i słów.
Renata Gorczyńska Robert L. Hass „Myśląc o Adamie”
Ten wiersz – jeden z kilku poświęconych Adamowi Zagajewskiemu – powstał niedawno. Urodzony w 1939 roku w San Francisco Robert Hass, obsypany nagrodami poeta, eseista, obecnie emerytowany profesor literatury w Berkeley University, tłumacz poezji Miłosza, przysłał mi go z warsztatów literackich, które prowadzi w górach Sierra w Kalifornii.
Hugo von Hofmannsthal Sebastian Melmoth
Wilde dąży ku swojej katastrofie jak Edyp – widzący ślepiec. Był tragiczny jako esteta. Był tragiczny jako dandys. Wznosił ręce ku niebu, jak gdyby chciał ściągnąć na siebie piorun. Nie należy wszystkiego przykrywać słowami. Esteta! To jeszcze nic nie znaczy. [...] Jego estetyzm stanowił coś w rodzaju konwulsji; drogie kamienie, które, jak sam utrzymywał, przebierał z taką rozkoszą, przypominały oczy wyłupione i zastygłe z przerażenia na widok życia. Nieustannie odczuwał groźbę życia. Ustawicznie nękał go tragiczny lęk. Wciąż rzucał życiu wyzwanie. Znieważał rzeczywistość. I czuł, że życie zaczaiło się, by skoczyć na niego z ciemności.

To, co zazwyczaj nazywamy przyjaźnią i przyjaciółmi, to są jeno znajomości i zażyłości zawiązane dla jakiejś okazji lub dogodności. W przyjaźni, o której mówię, zlewają się one i stapiają jedna z drugą w aliażu tak doskonałym, że zacierają i gubią bez śladu szew, który je połączył […]. „Bo to był on; bo to byłem ja”.
Michel de Montaigne

Warto również przeczytać...
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury – państwowego funduszu celowego
Cenimy państwa prywatność
Ustawienia ciastek
Do poprawnego działania naszej strony niezbędne są niektóre pliki cookies. Zachęcamy również do wyrażenia zgody na użycie plików cookie narzędzi analitycznych. Więcej informacji znajdą państwo w polityce prywatności.
Dostosuj Tylko wymagane Akceptuj wszystko
Ustawienia ciastek
Dostosuj zgody
„Niezbędne” pliki cookie są wymagane dla działania strony. Zgoda na pozostałe kategorie, pomoże nam ulepszać działanie serwisu. Firmy trzecie, np.: Google, również zapisują pliki cookie. Więcej informacji: użycie danych oraz prywatność. Pliki cookie Google dla zalogowanych użytkowników.
Niezbędne pliki cookies są konieczne do prawidłowego działania witryny.
Przechowują dane narzędzi analitycznych, np.: Google Analytics.
Przechowują dane związane z działaniem reklam.
Umożliwia wysyłanie do Google danych użytkownika związanych z reklamami.

Brak plików cookies.

Umożliwia wyświetlanie reklam spersonalizowanych.

Brak plików cookies.

Zapisz ustawienia Akceptuj wszystko
Ustawienia ciastek