fbpx
HOME

Księga Przyjaciół

Jakub Dolatowski Wiązy „od ognia”
To były wiązy sadzone „od ognia”, drzewa przeciwpożarowe – innego gatunku niż te, które malował Constable, no bo tutaj u nas, to są wiązy szypułkowe (Ulmus laevis) – sadzone po jednym lub po kilka w obejściu, by ich wysokie, gęste i nabite liśćmi korony zatrzymywały, w razie co, niesione wiatrem, płonące fragmenty poszycia dachów, by pożar nie strawił całej wsi.
Agnieszka Kania List
Spracowane dłonie żony cieśli odcinają się od niebieskiego tła sukni. Brud wcisnął się pod byle jak przycięte paznokcie. Wtopił się też w fałdki na knykciach. Toporne, grube palce z popękanymi opuszkami złączono już po zgonie. Na siłę. Te dłonie o twardej, chropowatej skórze, z zadrami, skaleczeniami i rysami, mogłyby należeć do chłopa, który pieli bakłażany. A w niebie Jezus. I jego wypielęgnowane, nieludzko delikatne dłonie. Co obiecują?
Elżbieta Lempp Galeria jednej fotografii (24)
„Pierwszy człowiek” z 2018, o lądowaniu Neila Armstronga na Księżycu w 1969 i jego słynnym „małym kroku dla człowieka, ale wielkim skoku dla ludzkości”, który obejrzałam niedawno, przypomniał mi o naszej wyprawie z Chapel Hill (N. C.) na Florydę, w maju 1986. Wylądowaliśmy wtedy z Albrechtem na Cape Canaveral, w Kennedy Space Center. To stamtąd Apollo 11, dowodzony przez Armstronga, poleciał w kosmos.
poczta redakcyjna Fantazjano „Sofa”
Słusznie się Pan domyśla, że zwiększająca się z biegiem tygodni liczba wystających metalowych części sofy nie mogłaby mnie skłonić do zmiany przyzwyczajeń (a do mojej sofy byłem wybitnie przyzwyczajony), szczególnie że wyskakiwaniu sprężyn towarzyszyło niezwykle interesujące zjawisko: otóż od pewnego momentu każda nowa sprężyna nie tylko nie dokładała mi kłopotu, ale wręcz ułatwiała mi ułożenie się na sofie – a ściśle mówiąc, na sprężynowym dywanie, jaki się w ten sposób, że tak powiem, utkał. Tak, Panie Redaktorze, ostatnie tygodnie spędziłem jako fakir!
Krzysztof A. Worobiec …a jak wcześniej do Puszczy Piskiej trafili starowiercy?
Na słabo zaludnionych Mazurach osadnicy widziani byli zazwyczaj chętnie. Przyjmowano ich z północnego Mazowsza, Litwy i bardziej odległych stron. Wśród nich byli m.in. menonici przybyli z Holandii w XVI wieku (dając początek tzw. kolonizacji olenderskiej) czy arianie, zwani braćmi polskimi - zwolennicy tolerancyjnego odłamu kalwinizmu wygnani z Polski, którzy po 1658 roku osiedlili się także w powiecie piskim. W latach 1680-1740 w Prusach Książęcych osiadło siedem tysięcy Szwajcarów, siedem tysięcy Bawarczyków, 3 tysiące Saksończyków oraz bardzo duża grupa luteranów z księstwa Salzburga. Przy ich pomocy władcy zasiedlali "pustki" - tereny wyludnione wojnami i zarazami oraz kolonizowali obszary do tej pory niezagospodarowane.
Renata Gorczyńska Miłosznik
Nocą dotarł do mnie mail od Roberta Hassa: w Berkeley zmarł nagle David Frick. Ta wieść mocno poruszyła Hassa, bo obaj od ponad roku pracowali nad przekładami wierszy i poematów Czesława Miłosza z czasów jego pierwszego okresu amerykańskiego. Pokusili się nawet o tłumaczenie "Traktatu moralnego", co było nie lada wyzwaniem.
Jakub Dolatowski Drzeworyt sztorcowy, grusze polne
Jest wiele grusz polnych i jazda, zwłaszcza spokojna jazda pociągiem osobowym, gdy możemy sobie do woli kartkować krajobraz za oknem, ukazuje nam ich dziesiątki. To są drzewa nie leśne, jak dzikie jabłonki, „płonki”, a drzewa otwartych przestrzeni, typowe „arbres de plein vent”, takie mickiewiczowskie grusze siedzące na miedzach, o koronach z wiekiem coraz gęstszych, jakby były nienasycenie żądne przestrzeni i zagarniały ją w siebie samą, ściągając w głąb korony coraz to liczniejszymi sękatymi skupieniami króciutkich pędów. I nic, poza tarniną, nie może się u nas równać z widokiem kwitnącej gruszy polnej, z tym wysyconym do granic – skupieniem uderzającej bieli.
Renata Gorczyńska Sposób na pana A
Zauważyłam z okazji złożenia wizyty kolejnemu lekarzowi, że formularze z dokumentacją medyczną nazywają się teraz „Kartą zdrowia i choroby”. Jest w tym jakaś pociecha, choć zdrowie proporcjonalnie prezentuje się cienko, a choroby – grubo. Przynajmniej na papierze. Ponieważ wbrew swojej woli wkopałam się w wiek klęski, postanowiłam podjąć stosowne ćwiczenia. Całkiem niedawno odkryłam oczywistą prawdę, że chodząc używa się na zmianę jednej nogi, podczas gdy druga przez chwilę wisi w powietrzu. Zrozumienie tego zjawiska zajęło mi prawie trzy lata.
Dariusz Czaja Pandemia i wirus apokalipsy
Z perspektywy antropologicznej, najbardziej może zdumiewającą cechą epidemii koronawirusa była reaktywacja sytuacji i zachowań znanych z historycznych opisów moru. Odrodzenie archaiki w samym sercu nowoczesności. Oto bowiem w technologicznie zorientowanej współczesności, okablowanej po sufit, podbijającej kosmos i wykorzystującej na co dzień najnowsze techniki leczenia, pojawia się znienacka niewidzialna moc, której ujarzmić nie sposób. Okazało się, że zbiorowe reakcje na spotkanie z niewiadomym zastanawiająco przypominały te, które odnotowywano w historycznych relacjach.
Agnieszka Kania Wróżbita
Lekarz, poeta, wicekanclerz Uniwersytetu Wiedeńskiego Johannes Cuspinian z obrazu Lucasa Cranacha Starszego to typ wiecznego chłopca. Tęgawy blondyn z cienkimi kręconymi włosami, świdrującymi oczami i perkatym zaczerwienionym nosem. Ma krótką szyję i jasną karnację ludzi Północy (pierwsze promienie słońca spieką go na raka). Na lnianą koszulę narzucił ciemny płaszcz podbity futrem. Upierścieniowanymi, pulchnymi jak serdelki palcami znaczy stronę oprawionej w skórę książki. Za nim pejzaż: rdzawe dolomity z twierdzą na szczycie (podobną do fortecy w miasteczku Kronach). Osobna skała dla samotnej czworokątnej wieży, na lewo lodowiec (widać, że malarz znał gleczer tylko z opowiadań). Na niebie ptactwo. Sowa, która pomyliła noc z dniem, chwyciła w szpony krzykliwego bażanta. Sroka i czapla fruwają po cichu. Pod nimi łąka. Spory ruch jak na alpejską dolinę: siedem kobiet, z tego trzy całkiem gołe. Krytycy sztuki mówią o nich „muzy”. Jest więc bogini pływania żabką, bogini prania bielizny, bogini wcierania wonnych olejków, bogini nicnierobienia i spacerów po lesie.

To, co zazwyczaj nazywamy przyjaźnią i przyjaciółmi, to są jeno znajomości i zażyłości zawiązane dla jakiejś okazji lub dogodności. W przyjaźni, o której mówię, zlewają się one i stapiają jedna z drugą w aliażu tak doskonałym, że zacierają i gubią bez śladu szew, który je połączył […]. „Bo to był on; bo to byłem ja”.
Michel de Montaigne

Warto również przeczytać...