fbpx
HOME

Księga Przyjaciół

Elżbieta Lempp Galeria jednej fotografii (26)
Czas przed śniadaniem wykorzystywałam na wyjście z aparatem do miasta. Na skwerkach, uliczkach często spotykałam trzypokoleniowe rodziny – babcie/dziadków, córki i wnuczki. Starsi uprawiali poranną gimnastykę, mamy karmiły dzieci. Mężczyźni kontemplowali. Jezioro Zachodnie (wiet. Hồ Tây), kwiecień 2010.
Wojciech Karpiński O Józefie Czapskim — portrety i olśnienia
Ileż jego błyskawicznych portretów utkwiło na zawsze w mojej wyobraźni! [...] Prawie ślepy Vollard na pierwszej wystawie kapistów maca ręką obrazy, które mu się podobają, i zakupuje parę płócien. Młody Malraux w salonie Daniela Halévy mówi bez przerwy o nadchodzącej rewolucji, blada twarz anioła zagłady, nerwowy gest poprawianych włosów. Papieros w ustach. De Staël, wygnaniec, biedak miotający się po świecie, asceta abstrakcji i jej triumfator, nagłe uznanie dla jego malarstwa i śmiertelny skok z okna pracowni w Antibes. Remizow, zasłuchany w głos rosyjskiej mowy, kaligrafuje swoje opowieści w mieszkanku na rju Bualjo. Lechoń, spotkany w deszczowym Nowym Jorku na Madison Avenue, woła tubalnym głosem: „Co się pan zajmuje «Kulturą» — rzuć pan to, ja się takiemi sprawami zajmowałem i siedem metrów kiszki mi wycięto!”.
Józef Czapski Z listów do Wojciecha Karpińskiego (I)
Zawsze byłem przekonany, że moja praca zależy tylko ode mnie, żeby powiedzieć wzniośle, jest absolutnie „sam na sam z Bogiem”. Przez tyle lat malowałem bez poczucia, że moje malarstwo może mieć jakieś działanie głębsze na ludzi, którzy na nie patrzą. Dlatego najprościej, że wydawało mi się ono zawsze dopiero jakąś obietnicą, a nie realizacją. Ty mi pomogłeś zaufać memu malarstwu więcej niż dotychczas.
Krzysztof A. Worobiec Kolejny wariacki pomysł
Wybudował ją bogaty gospodarz, który „powrócił z Ameryki” – zapewne dlatego była znacznie większa – niż sąsiednie chałupy kurpiowskie, a jej pomieszczenia znacznie przestronniejsze i wyższe (zapewne przygotowane z myślą o prowadzeniu jakiejś działalności). Dowiedziałem się, że właściciel zamieszkał w niej „przed wojną bolszewicką” (czyli przed 1920 rokiem), że „wynajmował pokoje polskim pogranicznikom” (chałupa stała w pobliżu komory celnej na ówczesnej granicy z Prusami Wschodnimi), po 1939 roku podobno „była w niej kantyna”, a tuż po zakończeniu wojny szkoła (budynek szkoły we wsi wybudowano kilka lat później), potem był jakiś sklep i poczta – z tego czasu na drzwiach wejściowych zachowała się emaliowana tabliczka z napisem „Znaczki pocztowe” (wisi na nich do tej pory), a na poddaszu działał fryzjer.
Teresa Tomsia Świątecznie z „Zakochanym”
Pod moją choinkę trafiła proza Alfreda Hayesa "Zakochany" o utracie i zerwanych relacjach, o braku spełnienia w związku z ukochaną kobietą. Autor zadaje pytania, czym jest współodczuwanie, a czym samotność, jak zapełnić pustkę po rozstaniu… Czyni to w długim monologu, jaki zapewne każdy człowiek kiedyś wypowiadał wobec siebie, lecz niewielu zapisało swoje refleksje tak przejmująco jak on, tak dosadnie, a jednocześnie z czułością i tęsknotą, z gorzką samowiedzą. Mówi o unieruchomieniu wewnętrznym, jakie nas niekiedy dosięga i sugestywnie ukazuje czytelnikowi, jak bardzo ważne są w życiu uczucia, a jednocześnie przyznaje, że rozpoznawanie własnych pragnień oraz ich spełnienie jest niemal niemożliwe, że emocje pulsujące w żyłach i w wyobraźni przeważnie bywają złudą i nie prowadzą ku wyjaśnieniu czegokolwiek z rzeczy i spraw już poznanych.
Jan Zieliński Anatomia sukcesu
Powieść Bartosza Sadulskiego wpisuje się świetnie w tradycje europejskiej powieści łotrzykowskiej od "Łazarza z Tormesu" po Miodraga Bulatovicia. "Rzeszot" jest jednak przede wszystkim brawurową rozprawą zarówno z romantycznymi mitami i wmówieniami, jak i z pozytywistyczną tromtadracją. Wpisuje się też równie świetnie w krajową tradycję podważania narracji o przeszłości, której milowe kamienie stanowią powieści Stanisława Brzozowskiego i "Trans-Atlantyk" Gombrowicza. Powieść Bartosza Sadulskiego zapewne długo nie trafi na listy szkolnych lektur. Ten powieściowy debiut młodego autora będzie jednak z pewnością, a może już jest, wdzięcznym tematem rozpraw polonistycznych.
Elżbieta Lempp Galeria jednej fotografii (25)
Negatywy często pozwalają mi odtworzyć topografie miasta. 16 kwietnia 2011, po drodze do "Aqua Alta" – nietypowej księgarni niedaleko Piazza San Marco w Wenecji, przechodziłam przez Campo Santi Giovanni e Paolo, przy którym znajduje się gotycka bazylika pod wezwaniem obu świętych.
Maciej Miłkowski Podobne do wszystkiego
Nie szukam i nie eksploruję, dlatego też rzadko przydarza mi się z jakąkolwiek muzyką rockową to, co zdarzyło mi się z płytą "Quebec" zespołu Ween – że jakaś płyta zjawia się z zaskoczenia, że wchodzi niemal dożylnie dosłownie od pierwszego przesłuchania, że się natychmiast aklimatyzuje, że się przyjmuje i zaraz się rozrasta, że chwyta i nie puszcza. Mija rok, a nadal nie puszcza.
Beata Bolesławska-Lewandowska Wśród opozycjonistów
Jesienią 1968 Mycielski opublikował w paryskiej „Kulturze” słynny list do muzyków czeskich i słowackich. I choć nie jest prawdą, że to list do kompozytorów czechosłowackich pozbawił go stanowiska redaktora naczelnego „Ruchu Muzycznego” – decyzję w tej sprawie otrzymał już 10 kwietnia 1968 – wszystkie te działania spowodowały, że znalazł się w wyjątkowo trudnej sytuacji. [...] Pozbawiono go możliwość publikacji w prasie. Jego nazwisko znikło z „Ruchu Muzycznego”, a przygotowany do ogłoszenia w „Tygodniku Powszechnym” artykuł o Warszawskiej Jesieni nie został dopuszczony do druku. Wycofano też zaplanowane na luty 1969 wykonania "III Symfonii" w Filharmonii Narodowej. Nazwisko kompozytora wykreślono z opublikowanej w 1968 roku przez Polskie Wydawnictwo Naukowe "Małej encyklopedii muzyki", a nawet z katalogu Polskiego Wydawnictwa Muzycznego.
poczta redakcyjna Samozwańczy fakir
Fantazjano wymyka się wszelkim próbom identyfikacji, jest jak ów bohater powieści André Bretona, który mówi o sobie: „Pozostanę w moim szklanym domu, w którym o każdej porze widać, kto mnie odwiedza, w którym wszystko, co się znajduje na ścianach i sufitach, zdaje się trzymać tylko dzięki czarom, w którym co noc sypiam na szklanym łożu pod szklanymi prześcieradłami, w którym prędzej czy później ukaże się wyryty diamentem napis wyjaśniający mi, kim jestem”.

To, co zazwyczaj nazywamy przyjaźnią i przyjaciółmi, to są jeno znajomości i zażyłości zawiązane dla jakiejś okazji lub dogodności. W przyjaźni, o której mówię, zlewają się one i stapiają jedna z drugą w aliażu tak doskonałym, że zacierają i gubią bez śladu szew, który je połączył […]. „Bo to był on; bo to byłem ja”.
Michel de Montaigne

Warto również przeczytać...