fbpx
HOME

Księga Przyjaciół

Paweł Bem „Ale”. Miłość w drodze 
Francis Dodd urodził się w 1874 roku w Walii jako syn pastora. Był malarzem, rysownikiem, akwaforcistą, zapamiętano go głównie jako portrecistę. Fachu uczył się w Glasgow. Jeszcze przed końcem wieku zdążył odbyć podróże po Francji, Włoszech i Hiszpanii. W 1904 osiadł w londyńskim Blackheath. Podczas I wojny światowej został mianowany „oficjalnym artystą wojennym”. Służąc na froncie zachodnim, stworzył wiele portretów upamiętniających ważnych wojskowych. Kultura armii. W 1917 roku wyszła nawet zgrabna książeczka: Generals of the British Navy. Portraits in Colours by Francis Dodd. A rok później analogiczna pozycja poświęcona admirałom. Nie wiem, co artysta przeżył podczas służby. Myślę, że wojna doświadczyła go okrutnie. Pozornie beznamiętne portrety kryły dławioną traumę. Mundury, odznaczenia, lampasy. Atrybuty czasu śmierci.
Andrzej Bart Z ostatniej chwili (Notatki do powieści „Dybuk mniemany”) I
Nie dalej jak wczoraj odwiedził mnie człowiek, który jak myślę, jest mi życzliwy, i to nie tylko dlatego, że pragnie abym go sportretował. – Chcę, abyś mnie dobrze zrozumiał. Przyleciałem do ciebie ze świata z nadzieją, że pozwolisz mi przetrwać, że ktoś, kiedy mnie już nie będzie, przeczyta o mnie i może pokocha. – Czyli tylko słucham? – I budujesz mnie sobie w myślach. O takim Cheopsie wiemy cokolwiek tylko dlatego, że w porę pomyślał o wyrazistym nagrobku. Nie wymagam od ciebie tysięcy lat, ale będę wdzięczny, jeśli chociaż na chwilę przedłużysz moje istnienie. Czy dobrze widzę, boisz się straty czasu? Myślałem akurat, gdzie go wziąć na obiad, lecz pokiwałem głową, że tak, może jest w tym trochę racji. – Rozumiem, że podświadomie martwi cię możliwość rozsławienia mnie. – Niby dlaczego? – Teraz dopiero mnie zaciekawił.
Anna Arno Tajemnica nestorki
Jeanne Calment chętnie opowiadała tę historię: była dziewczynką, kiedy do sklepiku prowadzonego przez jej rodzinę przyszedł Vincent van Gogh. Zaopatrywał się tutaj w płótna, dotykał je i wybierał. Na dziewczynce zrobił jak najgorsze wrażenie: brzydki, grubiański, cuchnął alkoholem. „Mówiliśmy o nim: świrus”. W 1990 roku Calment powtórzyła swoje wspomnienie w kanadyjskim filmie dla dzieci Vincent i ja. Miała wówczas sto czternaście lat, a rozmówczyni wykrzykiwała pytania prosto do ucha. W jej wspomnieniach pojawiały się wariacje i nieścisłości. Twierdziła, że malarza obsługiwał jej tata. Tymczasem ojciec Calment nie był sklepikarzem, lecz budowniczym statków. Innym razem opowiadała, że to mąż wywołał ją z zaplecza, by jej przedstawić artystę. To niemożliwe, gdyż w 1890, roku śmierci van Gogha, Calment była jeszcze dzieckiem. Ale przecież nie takie pomyłki zdarzają się ludziom w pewnym wieku. 
Marek Zagańczyk „Żegnaj Chips” Jamesa Hiltona
Trafiłem na tę książkę przypadkiem, a więc najlepiej jak można, czytając Młodego Philby’ego. Robert Littell pisał, że Kim Philby przesyłał Rosjanom wiadomości, szyfrując je za pomocą głośnej książki Hiltona Zaginiony horyzont. „Wykorzystywał tę powieść, zarówno w wydaniu broszurowym, jak i w twardej oprawie, (numer strony, numer wiersza, numer litery), gdy komunikował się ze swoim radzieckim prowadzącym, londyńskim rezydentem, którego znał jako Ottona. Planował, że kiedy już dotrze do Moskwy, w taki sam sposób będzie się kontaktował z przyjaciółmi ojca z Londynu”. Bo, i to jest główna teza powieści Littella, Philby był tak naprawdę nie podwójnym, ale potrójnym agentem i przynajmniej od pewnego czasu znów działał na rzecz Anglików.
Marek Zagańczyk „Portrety” Marii Iwaszkiewicz
Maria Iwaszkiewicz była wyjątkowym świadkiem polskiej kultury. Miała długie życie. Zmarła w wieku 95 lat. Niemal zawsze pozostawała w centrum wydarzeń. Widziała i zapamiętała więcej niż inni. Bo dar pamięci miała wyjątkowy. Była depozytariuszem wiedzy niedostępnej później urodzonym. W naturalny sposób łączyła świat sprzed II wojny, postrzegany oczami córki Jarosława Iwaszkiewicza, wojenną rzeczywistość oglądaną na Stawisku, i długie lata po 1945 roku, z których wydobywała to, co najważniejsze, zawsze związane z ludźmi, których znała. A znała niemal wszystkich, których warto było poznać.

To, co zazwyczaj nazywamy przyjaźnią i przyjaciółmi, to są jeno znajomości i zażyłości zawiązane dla jakiejś okazji lub dogodności. W przyjaźni, o której mówię, zlewają się one i stapiają jedna z drugą w aliażu tak doskonałym, że zacierają i gubią bez śladu szew, który je połączył […]. „Bo to był on; bo to byłem ja”.
Michel de Montaigne

Warto również przeczytać...
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury – państwowego funduszu celowego
Cenimy państwa prywatność
Ustawienia ciastek
Do poprawnego działania naszej strony niezbędne są niektóre pliki cookies. Zachęcamy również do wyrażenia zgody na użycie plików cookie narzędzi analitycznych. Więcej informacji znajdą państwo w polityce prywatności.
Dostosuj Tylko wymagane Akceptuj wszystko
Ustawienia ciastek
Dostosuj zgody
„Niezbędne” pliki cookie są wymagane dla działania strony. Zgoda na pozostałe kategorie, pomoże nam ulepszać działanie serwisu. Firmy trzecie, np.: Google, również zapisują pliki cookie. Więcej informacji: użycie danych oraz prywatność. Pliki cookie Google dla zalogowanych użytkowników.
Niezbędne pliki cookies są konieczne do prawidłowego działania witryny.
Przechowują dane narzędzi analitycznych, np.: Google Analytics.
Przechowują dane związane z działaniem reklam.
Umożliwia wysyłanie do Google danych użytkownika związanych z reklamami.

Brak plików cookies.

Umożliwia wyświetlanie reklam spersonalizowanych.

Brak plików cookies.

Zapisz ustawienia Akceptuj wszystko
Ustawienia ciastek