fbpx
HOME

Księga Przyjaciół

Renata Gorczyńska Psiość
Temat psów, kotów i innych domowników jest śliski, bo grozi popadnięciem w sentymentalizm. Sypanie anegdotkami też niewiele pomaga, bo głównie są one przedmiotem zachwytu opowiadającego. Wychowałam się na powiastkach o psach, więc wiem, o czym mówię. W kolejności lektur była to "Daszeńka" Karela Čapka, "Puc, Bursztyn i goście", "Powrót Lassie" w wersji filmowej, "W pustyni i w puszczy" z bohaterską Sabą. Odstępstwem od ckliwej literatury kynologicznej był "Biały kieł" Jacka Londona i oczywiście "Pies Baskerville’ów".
Adam Szczuciński Drzewa, sny
Mieszkam wśród drzew. Długie gałęzie starego orzecha pukają do mych okien, jakby to były potężne ramiona baśniowej postaci, rośliny obdarzonej głosem, wolą, marzeniami. Staram się myśleć o drzewach jak o przyjaciołach, choć zwykle nie znam ich imion, nie rozpoznaję cech szczególnych. Ale gdy patrzę teraz na te bezlistne ramiona wzniesione wysoko ku szarym błękitom, z siną linią horyzontu w tle, czuję się szczęśliwy, spokojny, serce nie drży, nie ucieka.
Andrzej Stanisław Kowalczyk Felice
Franz urodził się jako poddany cesarza Franciszka Józefa. Swoje poddaństwo ludy i ludzie znosili na przełomie wieków coraz gorzej. Rozległe państwo Habsburgów było beczką prochu, wokół której sypały się iskry. Narody wzajemnie się nienawidziły i tylko przemoc, zarepetowany karabin, kłamstwo i nędza trzymały je w ryzach. Ujarzmieni i ujarzmiciele garnęli się do nienawiści, upatrując w niej gwarancję swojego wyzwolenia. Nienawiść jest łatwa w uprawie i pleni się szybko, jest jej w spichlerzach więcej niż potrzebują żeńcy.
Anna Piwkowska Popielnice
W ciepły sierpniowy wieczór w Mikulovie spacerowaliśmy po pustej dzielnicy żydowskiej. Niebo było niespokojne, od strony dalekich Alp szła burza. I razem z burzą przyszły Popielnice, których cień nie opuszczał mnie aż do Duino, gdzie dotarliśmy przez Wiedeń i Salzburg. Popielnice szły ze mną, gdy myślałam o młodej Ingeborg Bachmann, zmagającej się ze swoją przeszłością córce austriackiego członka NSDAP, przyszłej pisarce studiującej w Innsbrucku filozofię, a potem o tym dniu spotkania w maju 1948 roku w okupowanym Wiedniu, gdy, jak napisała w liście do rodziców, zakochał się w niej poeta Paul Celan.
Piotr Anderszewski Z zapisków pianisty (I)
Uczenie się utworu muzycznego po to, by się nim podzielić, przedstawić go publiczności, to proces polegający na doprowadzeniu się do stanu, w którym ten utwór będzie ze mną złączony emocjonalnie, duchowo, ale też fizycznie; będzie tworzył ze mną całość, stanie się częścią mojego ciała. Muszę być w stanie nosić tę muzykę ze sobą: na ulicy, w tramwaju czy w samolocie, przenosić ją z Londynu do Frankfurtu czy Tokio, do sali koncertowej, ze specyficzną akustyką, nieraz inspirującą, kiedy indziej suchą i bezduszną, na fortepianie którego najczęściej nie znam i który może wydawać się wrogi. Muszę nosić ją o 8 wieczorem lub, jeśli to będzie poranny koncert, o 11 rano. Nosić ją ze sobą, nie pozwalając, aby te wszystkie okoliczności oderwały ją ode mnie. To tak, jakbym przenosił część swojego ciała, własną rękę lub stopę. Ta muzyka musi stać się częścią mnie i właśnie poprzez to wcielenie jestem w stanie przekazać ją publiczności.
Małgorzata Łukasiewicz „Białe miasta” Josepha Rotha
"Białe miasta" – pod tym bajkowym tytułem Joseph Roth zebrał wrażenia z podróży po południowej Francji. Jak zawsze u Rotha pełno tu celnie wypatrzonych szczegółów i mocnych obrazów, ale też dużo marzeń – o słonecznej krainie, dla której historia była łaskawa.
Marek Radziwon Przemówienie jubileuszowe
Goławkin szukał przebrania, ukrycia i w końcu zarył się w norkę z literaturą dziecięcą, ale był wspaniałym grafikiem i malarzem, a przede wszystkim, jak się po studiach plastycznych w Leningradzie okazało, utalentowanym pisarzem obdarzonym niezwykłym poczuciem humoru. Jednak jego z ducha charmsowskie miniatury nie cieszyły się wzięciem oficjalnych czasopism literackich.
Eva Hoffman Kryzys
Być może ten dziwny, surrealny kryzys na nowo uświadomi nam naszą własną kruchość, nieodłącznie przypisaną do ludzkiej egzystencji. Albo, inaczej mówiąc – odsłoni ciemną stronę ludzkiej kondycji. I być może – kto wie – może zmienimy kierunek, w którym prowadzimy nasze ludzkie społeczeństwa. Może wirus nam przypomni, że żyliśmy przy groteskowym wręcz poziomie ekonomicznych nierówności. Zmusi do międzynarodowej odpowiedzialności za najsłabszych i przypomni o obowiązku włączenia wszystkich członków społeczeństw w sieć opieki i solidarności.
Robert Papieski Próba pastiszu
Sérénité oznacza wewnętrzne rozjaśnienie, uspokojenie – stan ducha osiągany z trudem, nawet w późnym wieku. W przypadku Iwaszkiewicza ów stan wpływa zarazem na sposób pisania, w gruncie rzeczy ów stan ducha jest „stanem” pisania – jakby pisała sama dusza, bez pośrednictwa ręki. Gdy się nad tym dokładniej zastanowić, jest to metoda pisarska moralnie podejrzana, bo największe ludzkie udręki, narodowe cierpienia i historyczne burze tracą swój dramatyzm, który roztapia się w pogodzie ducha autora, w jego stylu. Najbardziej wstrząsające występki stają się niepokojąco ładne, bo są ładnie, spokojnie opisane. Czy nie to właśnie miał za złe Iwaszkiewiczowi Józef Czapski, określając tę postawę jednym słowem: estetyzm? Ale co ma zrobić człowiek, który nie wierzy w możliwość naprawy świata i ludzi, który jest przekonany o daremności buntu wobec zła? Próbuje złapać zło w pajęczynę piękna, ufając, że zło wpięte w piękno, jeśli nie znika zupełnie, to traci na impecie.
Anna Arno Nowy Jork po piętnastu latach
Czasami śni mi się, że jestem w Nowym Jorku. Co parę lat przyjeżdżam; sprawdzam, co trwa, a gdzie zastanę zamalowaną szybę: „lokal do wynajęcia”. Kiedy opuszczamy miasto, które stało się bliskie, własne i oswojone, egoistycznie chcielibyśmy je zachować, jak w szklanej kuli, którą wystarczy potrząsnąć, żeby spadł śnieg. A z drugiej strony trudno uwierzyć, że to miasto żyje i zmienia się bez naszego nadzoru, pod naszą nieobecność. Ale powrót do Nowego Jorku za każdym razem daje uczucie wolności. Ameryką, do której dziś przyjeżdżam, rządzi cyniczny szaleniec. Przyznaję, że kiedyś lubiłam drzewka, zdobiące Trump Tower. Wtedy nie wiedziałam, że ten dwustumetrowy wieżowiec powstał na miejscu eleganckiego domu towarowego Bonwit Teller z 1895 roku, a do jego burzenia agresywny deweloper zatrudnił nielegalnych imigrantów z Polski. Nie oszczędzili nawet płaskorzeźbionych dekoracji. Ale tak naprawdę wracam do miasta, gdzie doskonale świadoma swojej obcości, zawsze czuję się na miejscu.

To, co zazwyczaj nazywamy przyjaźnią i przyjaciółmi, to są jeno znajomości i zażyłości zawiązane dla jakiejś okazji lub dogodności. W przyjaźni, o której mówię, zlewają się one i stapiają jedna z drugą w aliażu tak doskonałym, że zacierają i gubią bez śladu szew, który je połączył […]. „Bo to był on; bo to byłem ja”.
Michel de Montaigne

Warto również przeczytać...
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury – państwowego funduszu celowego
Cenimy państwa prywatność
Ustawienia ciastek
Do poprawnego działania naszej strony niezbędne są niektóre pliki cookies. Zachęcamy również do wyrażenia zgody na użycie plików cookie narzędzi analitycznych. Więcej informacji znajdą państwo w polityce prywatności.
Dostosuj Tylko wymagane Akceptuj wszystko
Ustawienia ciastek
Dostosuj zgody
„Niezbędne” pliki cookie są wymagane dla działania strony. Zgoda na pozostałe kategorie, pomoże nam ulepszać działanie serwisu. Firmy trzecie, np.: Google, również zapisują pliki cookie. Więcej informacji: użycie danych oraz prywatność. Pliki cookie Google dla zalogowanych użytkowników.
Niezbędne pliki cookies są konieczne do prawidłowego działania witryny.
Przechowują dane narzędzi analitycznych, np.: Google Analytics.
Przechowują dane związane z działaniem reklam.
Umożliwia wysyłanie do Google danych użytkownika związanych z reklamami.

Brak plików cookies.

Umożliwia wyświetlanie reklam spersonalizowanych.

Brak plików cookies.

Zapisz ustawienia Akceptuj wszystko
Ustawienia ciastek